Ludzie urodzeni w naszym przed 1980 rokiem w znakomitej większości lotów samolotem zaznali dopiero w XXI wieku. Dlaczego? Dopiero kilka lat po zmianach ustrojowych wycieczki zagraniczne stały się relatywnie tanie i dostępne dla przeciętnie zarabiającego obywatela.

Pamiętam jeszcze czasy, kiedy Polacy przemierzali Europę głównie autokarami, dziś jednak to coraz rzadszy widok. Teoretycznie wielu z nas wiedziało na co się nastawić, kiedy pierwszy raz z walizką wybierał się na lotnisko, z którego miał wybrać się w pierwszą podróż w przestworza. Niestety nasze pokolenie karmione wieloma zachodnimi filmami takimi jak „Kevin sam w domu”, gdzie rodzina głównego bohatera w zarówno pierwszej, jak i w drugiej części udaje się na świąteczne wojaże z przepięknego lotniska Chicago.

Trudno więc dziwić się temu, że często byliśmy zawiedzeni tym co zastaliśmy u nas. Zamiast ogromnych hal witały nas swojskie klimaty, nie było wielkich przestrzeni do przemieszczania, ale zazwyczaj z jednego końca na drugi wycieczka nie zajmowała dłużej niż kilka minut. Nie można było zamówić przeważnie transportu na lotnisko spod samego domu jak to miało miejsce we wspomnianym już filmie, ale trzeba było sobie radzić na własną rękę, czy też prywatnym samochodem, czy jakąś formą zorganizowanego przejazdu, który jednak nie oferował odbioru nas i naszego bagażu spod adresu zamieszkania.

Czy jest w tym wina zarządcy lotnisk? Z całą pewnością nie. Nie jesteśmy krajem tak licznym i tak rozległym jak USA, nasze obiekty rozwijają się tak naprawdę od niewielu lat, jednak jaka czeka nas przyszłość? Trudno określić, raczej nie ma się co nastawiać, że z Katowic czy Rzeszowa odlecimy w tak ogromnego lotniska jak np. w Nowym Jorku, ale kto wie…